A poza tym. Przez palenie fajek i picie głos obniża się w sensie położenia skali. Ale barwa jako tako zostaje. Przykład: Keith Richards, miał wysoki głos, śpiewa harmonie w Stonsach, czasem brzmią jak baba, a pali i pije tyle że dzisiaj to walnie takie dźwięki których by się dużo niższy głos nie powstydził. Ale to "coś" dalej zostaje, dalej gdzieś ma te przebłyski tego jasnego głosu. Tego nie da się pozbyć. A żeby w ogóle zauważyć te obniżenie, to trzeba solidnie przez kilkanaście/kilkadziesiąt lat palić po kilka paczek dziennie. (Niczym nie poparte stwierdzenie, ale większość pali sporo, a nic im się nie dzieje, znam tylko jeden przykład, właśnie Keitha a i on przez całą swoją karierę pali, a ta zauważalna zmiana w jego głosie nastąpiła pewnie gdzieś w latach 80 czyli po
20 latach takiego trybu życia.
A jeśli już byś się napracował, i udało by się aż tak zniszczyć głos, to uwierz, że nagle zapragnąłbyś z powrotem swojego głosu. Cały czas chrypa, i gadałbyś troszkę jak pan z tanim winem w bramie
